Autonomia jest lepszym rozwiązaniem dla regionu niż obecny model samorządu, który tak naprawdę nie ma wiele wspólnego z pierwotnymi założeniami. Śląsk autonomiczny będzie się rozwijał optymalnie, a nie według wytycznych z Warszawy. Będziemy sami decydowali o tym, co jest dla Śląska najważniejsze – od podstawowych kwestii gospodarczych po ordynację wyborczą. Autonomia pozwoli lepiej chronić śląską tożsamość: kulturę, język, obyczaje i historię. Pielęgnowanie tradycji nie jest niestety możliwe wtedy, gdy Polacy z Krakowa, Łodzi czy Warszawy decydują o tym, czego uczą się dzieci w śląskich szkołach, jakie instytucje kulturalne dostają dofinansowanie i jakie rocznice są obchodzone uroczyście, a które są przemilczane. Pieniądze, które wypracują mieszkańcy naszego regionu, pozostaną do naszej dyspozycji. Mieszkańcy tej ziemi będą decydowali o podziale tych środków finansowych. Nad śląskim prawem górniczym będą dyskutowali miejscowi fachowcy od górnictwa, a nie posłowie ze Szczecina. Autonomia nie polega jednak na oderwaniu się od państwa. Część kompetencji pozostanie w rękach władz Rzeczypospolitej, między innymi dyplomacja, wojsko i polityka monetarna.
W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że autonomia jest modelem funkcjonowania regionu pomiędzy zwykłą samorządnością a federacją. Zwykły samorząd terytorialny jest zależny, głównie finansowo, od centrali. Władze krajowe mogą bez zahamowań zmieniać przepisy dotyczące codziennego funkcjonowania miasta, gminy, powiatu i województwa, o ile mieści się to w bardzo ogólnych normach Konstytucji. Posłowie i senatorowie mogą uchwalać prawo, które bezpośrednio dotyczy samorządów, bez konsultacji z nimi i bez myślenia o przyszłości. W ciągu kilkunastu dni, tuż przed wyborami, można na przykład zmienić ordynację wyborczą do samorządu, co ma wpływ na następne kilka lat. I nikt nie liczy się z tym, czy to dobre czy złe przepisy, ważne jest tylko to, żeby nowe prawo było korzystne dla partii rządzącej. Autonomia daje duży zakres samodzielności naszemu regionowi. Większość spraw moglibyśmy regulować we własnym gronie. Ludzie stąd decydowaliby o rozdziale pieniędzy, o podatkach, o sprawach wewnętrznych, kulturze, sporcie, edukacji czy o służbie zdrowia. Nikt nie narzucałby naszym dzieciom, o jakich bohaterach historycznych muszą się uczyć, a jakie wydarzenia pomijać. Pieniądze wypracowane na Śląsku zostawałyby na Śląsku.
Dla Śląska korzystniejsza jest autonomia niż niepodległość. Bo mimo pracowitości i gospodarności Górnoślązaków, niepodległe pięciomilionowe państwo miałoby słabszą pozycję niż silny, autonomiczny region w ramach Polski. Autonomia pozwoli na szybszy i bardziej zorganizowany rozwój. O rozdziale pieniędzy na inwestycje decydowaliby ludzie stąd, znający region, a nie anonimowi posłowie, głosujący tak jak partia nakazuje. Autonomia zachęca do żądania niepodległości tylko wtedy, gdy państwo zbyt mocno ingeruje w regionalne rządy. Przykładem jest Katalonia. Istnieją setki przykładów regionów autonomicznych, gdzie nikt poważny nie podnosi haseł niepodległościowych, bo to się nie opłaca. Secesja to ekstremizm. Pojawiające się hasła typu „Freistaat Oberschlesien” nawiązują raczej do oficjalnych, współczesnych nazw niektórych krajów związkowych Republiki Federalnej Niemiec – Bawarii czy Saksonii. Głoszący takie hasła pragną raczej federalnego modelu państwa niż przyłączenia Śląska do Niemiec.
O naszych sprawach będą decydowali nasi ludzie. O górnictwie nie będzie się wypowiadał minister ze Szczecina, a śląskie dzieci będą się uczyły nie tylko historii Polski, ale też i dziejów naszego regionu. Decyzje będą zapadały bliżej nas, dlatego łatwiej będziemy mogli rozliczać osoby mające wpływ na nasze życie. Zachowamy naszą tożsamość, jeśli system edukacji stworzą ludzie, którzy znają charakter ludzi, mieszkających na Śląsku. Kultura śląska nie jest przecież taka sama, jak kultura polska, dlatego warto zadbać o jej jak największą ochronę i poznawanie przez większą liczbę ludzi, również przez mieszkańców tej ziemi, którzy pochodzą z innych stron Polski. Region zyska też na znaczeniu, będzie miał większy prestiż. Pięciomilionowy Górny Śląsk zasługuje na traktowanie co najmniej w ten sam sposób, co dwumilionowa metropolia warszawska. Obecnie politycy przypominają sobie o naszej ziemi tylko w czasie kampanii wyborczej albo podczas wielkich tragedii, rozgrywających się w regionie. „Dbamy o Śląsk” słyszymy co wybory. Codzienna rzeczywistość jest inna: członkowie rządu i parlamentarzyści, nawet jeśli pochodzą ze Śląska, niewiele dla niego robią.
Nie. Wręcz przeciwnie – jest szansą na zachowanie własnej tożsamości. Zachowaniu naszej tożsamości i naszych wartości najlepiej przysłuży się autonomia, bo decyzje o polityce kulturalnej i edukacyjnej będą zapadały w stolicy regionu, a nie w stolicy całego kraju. Globalizacja w większym stopniu dotknęła na przykład Bawarię, lokując tam siedziby wielu międzynarodowych koncernów, a Bawarczycy wciąż do pracy chodzą w tradycyjnych strojach ludowych, nawet jeśli jest to poważne stanowisko pracy. Autonomia nie jest też sprzeczna z integracją europejską. Jednym z głównych haseł Unii Europejskiej jest „Zjednoczeni w różnorodności”, co pokazuje, że centralistyczne państwa narodowe są przeszłością. Wiele regionów w Europie korzysta z dobroci autonomii, głównie te, które (tak jak Śląsk) leżą na pograniczu dwóch lub więcej państw. Ruch Autonomii Śląska jest członkiem Wolnego Sojuszu Europejskiego (European Free Alliance), który skupia kilkadziesiąt ugrupowań z różnych regionów w kilkunastu krajach naszego kontynentu. Ugrupowania te integruje jeden cel – większy stopień autonomii dla swojego regionu.
Nie jest sprzeczna, ale można powiedzieć, że autonomia w polskiej tradycji ustrojowej jest rzadkością. Najlepszym przykładem jest autonomia dla województwa śląskiego, przyznana przez Polskę, odradzającą się po I wojnie światowej. Dłużej na ziemiach polskich można było obserwować federację w postaci unii polsko-litewskiej niż autonomię jakiegokolwiek regionu. Po 1945 zapanował w Polsce pogląd, że obywatele tego kraju reprezentują jeden, jednolity naród polski. W 1990 r. zaprzeczył temu Stanisław Bieniasz, przypominając w eseju dla paryskiej „Kultury”, że na Górnym Śląsku poza dwiema jednoznacznymi opcjami narodowymi jest jeszcze trzecia – „po prostu są sobą”. Opinia z PRL przetrwała przełom roku 1989 i wciąż pokutuje w świadomości polityków z centrali, niezależnie od przynależności partyjnej. Trzeba pamiętać, że autonomia z 1920 roku została przyznana właściwie tylko jako argument w kampanii przed plebiscytem.
Granice będą takie, na jakie pozwoli prawo określone przez parlamentarzystów Rzeczypospolitej. Dążymy do tego, aby granice geograficzne pokrywały z prawdą historyczną i odczuciami Ślązaków. Trzeba doprowadzić do głębokiej dyskusji nad obecnymi problemami, np. czy okręg częstochowski faktycznie powinien istnieć w granicach województwa śląskiego, i czy nie lepiej przyłączyć do regionu jego dawnej stolicy – Opola. W wymiarze politycznym zakres autonomii to również przedmiot do debaty na szczeblu regionalnym i krajowym. Można odwołać się do standardów zachodnioeuropejskich, przede wszystkim do tzw. państw regionalnych – Hiszpanii, Włoch i Wielkiej Brytanii.
Oczywiście, autonomia nie doprowadzi do czystek etnicznych. Z autonomii skorzysta każdy, oprócz centrali – niezależnie od narodowości czy przekonań politycznych. Samorządność nie polega na wykluczaniu jakichkolwiek grup, korzyści są przeznaczone dla wszystkich mieszkańców. Nikt nie zamierza wprowadzać segregacji rasowej ani narodowej, zresztą przecież autonomiczny Śląsk z definicji pozostanie w granicach Rzeczypospolitej Polskiej. Różnorodność naszej ziemi nie pozwala na faworyzowanie bądź deprecjonowanie którejkolwiek z grup narodowych, religijnych, społecznych lub etnicznych. Dążenie do autonomizacji może być wspólnym celem wszystkich mieszkańców naszego regionu.
Przede wszystkim przekonać mieszkańców Górnego Śląska, że autonomia to najlepsze rozwiązanie dla naszego regionu. Trzeba informować, na czym polega autonomia, przede wszystkim że nie ma to żadnego związku z separatyzmem. Powrót do tradycji z lat dwudziestych XX wieku mógłby stać się celem Górnoślązaków niezależnie od ich poglądów politycznych, pochodzenia geograficznego i etnicznego, wyznania czy statusu społecznego. Warto uczyć historii regionu, języka i obyczajów, bo dzięki temu podtrzymujemy tożsamość górnośląską. Pokazujemy w ten sposób, że ta ziemia jest inna niż Mazowsze czy Małopolska i należy nam się od Polski coś innego niż centralizm. Powinniśmy przypominać o tym, że kiedyś Górny Śląsk miał autonomię. Był to świetny pomysł, który się nie zestarzał. Wciąż jest to dobre rozwiązanie.
Będzie wyglądała tak, jak to ustalą władze Rzeczypospolitej. O kształcie autonomii muszą one jednak zdecydować wraz z reprezentantami Górnego Śląska, bo tylko wtedy rozwiązania zaproponowane przez polityków z Warszawy mogą być zaakceptowane przez nas, przez mieszkańców tej ziemi. Najlepiej by jednak było, gdyby o zasadach funkcjonowania regionu zdecydował regionalny parlament poprzez uchwalenie czegoś na kształt konstytucji. Filarami autonomii powinny być takie atrybuty, jak odnowiony Sejm Śląski, rząd, skarb i polityka gospodarcza. Parlament ze swego składu wybiera rząd, na czele którego staje premier. Podobnie jest w większości autonomicznych regionów na świecie. Należy przywrócić również Skarb Śląski, do którego kompetencji należeć będzie polityka finansowa i pobieranie podatków zamiast urzędów skarbowych – część dochodów będzie przekazywana do budżetu państwa, ale większość pozostanie w regionie. Warto się zastanowić nad stanowiskiem prezydenta, który byłby reprezentantem Górnego Śląska w kontaktach z najwyższymi organami RP, a także czuwałby nad przestrzeganiem prawa.
Nieprawda, dostaje się. Ruch Autonomii Śląska wprowadził do Sejmu dwóch posłów w 1991 roku, ma też wielu radnych w gminach i powiatach regionu. Poza tym, wiele zależy od niekorzystnych zasad ordynacji wyborczej i podziału administracyjnego kraju. Trudno nam się dostać do sejmiku wojewódzkiego województwa śląskiego również dlatego, że nie otrzymujemy pieniędzy z budżetu, w przeciwieństwie do ugrupowań, które mają subwencje, a nie potrafią zwyciężyć z Ruchem Autonomii Śląska w naszym regionie! Ruch jest obecny w radach gmin i powiatów, przede wszystkim na ziemi rybnicko-wodzisławskiej. W skali województwa „śląskiego” otrzymujemy poparcie w granicach 4-4,5% głosów, natomiast ponad 8% w rybnickim okręgu wyborczym. Zdobywamy więcej głosów niż niejedna ogólnopolska partia polityczna. Trzeba pamiętać, że próg wyborczy trzeba przekroczyć w całym województwie – liczą się też głosy wyborców z okręgu częstochowskiego, sosnowieckiego i z okolic Żywca. Zresztą, tereny śląskie to tylko 48% województwa, które nazywa się „śląskie”. RAŚ jest stowarzyszeniem, a nie partią. Utrzymuje się jedynie ze składek i darowizn, więc pieniędzy na kampanię mamy wielokrotnie mniej niż partie, finansowane milionami złotych z budżetu centralnego.
Ruch Autonomii Śląska nie skupia się tylko na startowaniu w wyborach i sprawowaniu władzy w kilku samorządach, chociaż to ważna część naszej działalności. Członkowie Ruchu są autorami wielu inicjatyw z różnych dziedzin życia – kultury, sportu, nauki i polityki. Zachowanie kultury Górnego Śląska jest bardzo ważnym celem RAŚ. Razem ze Stowarzyszeniem Młodzież Górnośląska organizujemy coroczne Górnośląskie Dni Dziedzictwa. Impreza odbywa się na przełomie września i października od 2005 roku w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa. Bierze w niej udział kilka tysięcy osób. W czasie dwóch weekendów odwiedzający mają okazję zobaczyć kilkaset miejsc związanych z regionalną kulturą i historią, czasem nawet obiekty, które na co dzień nie są udostępniane zwiedzającym. W 2007 roku po raz pierwszy przyznano nagrody Górnośląskiego Tacyta, ufundowane przez Ruch Autonomii Śląska statuetki dla osób szczególnie zaangażowanych w badanie i popularyzowanie regionalnej historii. RAŚ starał się również o powrót bytomskiego lwa z Warszawy. Lew jest pomnikiem mieszkańców powiatu bytomskiego, którzy zginęli w wojnie francusko-pruskiej. Był dekoracją warszawskiego zoo, obecnie zdobi rynek w Bytomiu. Angażujemy się też w sport: organizujemy turnieje piłkarskie, wspieramy śląskie kluby. Ruch Autonomii Śląska to również inicjatywy polityczne. Przykładem może być Marsz Autonomii, który odbył się po raz pierwszy 15 lipca 2007 roku, w 87. rocznicę nadania autonomii regionowi.
Śląsk w swojej historii należał do wielu krajów, dlatego kultura śląska znajdowała się pod wpływem wielu nurtów kulturowych – morawskiego, polskiego, czeskiego, niemieckiego. Historię Górnego Śląska kształtowała też mniejszość żydowska. Najlepiej to pokojowe współistnienie różnych grup etnicznych widać na przykładzie stosunków wyznaniowych. O ile większość mieszkańców stanowili rzymscy katolicy, to na Śląsku Cieszyńskim dominowali ewangelicy. Można tam zaobserwować ekumenizm w praktyce. Wiek XIX to ekspansja ewangelików na tereny pruskiego Górnego Śląska. To właśnie oni założyli i rozwijali miasto Katowice. Język śląski też jest przykładem wpływu wielu kultur na nasz region. Z jednej strony jest uważany za najlepszy przykład zachowania mowy staropolskiej, z drugiej mamy dużą ilość słów pochodzenia germańskiego i czeskiego, a tak naprawdę śląski to niezależny język, uznany za granicą przez poważne instytucje.
Śląsk to nie tylko kopalnie i huty, tak jak Kraków to nie tylko Wawel. Inne gałęzie przemysłu, handlu i usług rozwijają się bardzo dobrze. Mimo to oczywiście śląska tożsamość pozostanie związana z górnictwem jeszcze co najmniej przez kilka pokoleń. Dotacje do kopalń i hut mogą się skończyć niezależnie od tego, czy zostanie wprowadzona autonomia, czy nie. Autonomiczny parlament i rząd mogą podjąć decyzję, czy będą wspierać ciężki przemysł państwowy, czy nie. Różnica polega na tym, że o dotacjach będą decydowali Ślązacy, którzy będą rozliczeni w następnych wyborach przez Ślązaków. Województwo śląskie jest na drugim miejscu, jeśli chodzi o wpływy do budżetu Polski, minimalnie za mazowieckim, które jest trzykrotnie większe i zawiera Warszawę.
Sztuczne pojęcia z czasów komunistycznych trzeba piętnować, a nie podtrzymywać ich istnienie w naszej świadomości. Tak zwana „Opolszczyzna” została wymyślona w drugiej połowie XX wieku na określenie zachodniej części Górnego Śląska, po to, by podzielić naszą ziemię. Od wieków Śląsk był dzielony geograficznie na dwie naturalne części, zgodne z biegiem Odry – Dolny i Górny. W skład Górnego wchodziło również księstwo opolskie, a Opole przez wieki było najważniejszym miastem Górnego Śląska, jego stolicą. Taka tradycyjna nazwa, „Górny Śląsk”, uchowała się do XX wieku, przetrwała nawet reżim hitlerowski. Do 1950 roku istniało województwo śląskie, nazywane śląsko-dąbrowskim i dopiero komuniści podzielili je na katowickie (czasowo stalinogrodzkie) i opolskie. Taki zabieg pozwolił władzy na dokładniejsze kontrolowanie zamieszkałych w nowym województwie Ślązaków i Niemców.
Nie wolno przemilczać historii, nawet jeśli jest niewygodna. Nie kwestionujemy istnienia hitlerowskich obozów do roku 1945. Przypominamy jedynie to, co działo się już po zakończeniu wojny. Nazistowskie obozy koncentracyjne istniały i nikt poważny nie neguje tego, że są miejscem śmierci milionów ludzi, również Ślązaków. Musimy jednak podtrzymywać pamięć o ofiarach okresu powojennego. Po 1945 roku ginęło wiele osób, w tym zwłaszcza mieszkańców Górnego Śląska. Umieszczano ich w obozach, kierowanych przez polskich i radzieckich komunistów. Byli mordowani za to, że byli Ślązakami. Ruch Autonomii Śląska regularnie składa wieńce przy grobach ofiar.