Jedną z bardziej haniebnych kart polskiej historii jest masowe niszczenie cmentarzy na Ziemiach Zachodnich, zwanych potocznie wyzyskanymi. Rzadko były to zorganizowane akcje. Sekwencja zdarzeń w wielu miejscach jednak była identyczna. Zamknięcie, rezerwuar kamienia, dopuszczenie do popadnięcia w ruinę, wysypisko śmieci, wjazd buldożerów i koparek.

Dewastacja setek nekropolii na Śląsku, Pomorzu czy Mazurach była poprzedzona odpowiednim przygotowaniem ideologicznym. Uzasadnienia dostarczała propaganda. Dziennik Zachodni w sierpniu 1945 roku przekonywał: „Jeśli teraźniejszość jest polska, jeśli przyszłość będzie polska, to przeszłość pruska musi ustąpić przeszłości polskiej”.

Niektórzy polonizatorzy nie byli do końca zadowoleni z tempa akcji. Edward Serwański w „Trybunie Dolnośląskiej” w 1947 pisał: „Niestety, w tej dziedzinie nie wszystko jest w porządku. Minęło już przeszło dwa lata, jak odebraliśmy Ziemie Zachodnie, a ślady niemczyzny stale przypominają o tym, kto tutaj poprzednio był i zniekształcają obraz polskości tych ziem (Edward Serwański, Trzeba zniszczyć resztki niemczyzny na Ziemiach Odzyskanych, Trybuna Dolnośląska, 212/1947, s. 3).

„Musimy udowodnić, że jesteśmy Polakami”

Do akcji włączyli się nawet byli powstańcy śląscy. Podczas posiedzenia Związku Weteranów Powstań Śląskich w listopadzie 1947 w ramach akcji usunięcia reszty Niemców i niemczyzny z Ziemi Raciborskiej domagano się, by ruszyć w teren i zniszczyć ostatnie zarazki niemieckie i zacierać dzielnicowość. „Musimy udowodnić, że wszyscy jesteśmy Polakami” (Nowiny Opolskie, nr. 42/1947 s. 3).

Już w listopadzie 1945 roku Ministerstwo Ziemi Odzyskanych, chcąc walczyć z szabrem, wydaje rozporządzenie w sprawie zakazu wywozu mienia ruchomego z tego obszaru. W rozporządzeniu uwzględniono długi wykaz wyjątków, przedmiotów, które wywozić można było. Jednymi z pierwszych na liście były kamienie i wyroby kamieniarskie (K.Kuszyk, „Poniemieckie”, 2019, s. 94). Dawano więc administracyjne przyzwolenie na niszczenie nekropolii.

Hieny cmentarne

Ochoczo zabrano się za skuwanie pruskich czy niemieckich symboli czy zamalowywanie nazwisk, choć te często brzmiały całkiem po polsku. Płyty nagrobne podawano ponownemu przetworzeniu, przy czym doklejano już biało-czerwoną metkę. Na porządku dziennym było wykorzystywanie fragmentów pomników do celów całkowicie niefuneralnych. Po łub w postaci cmentarnego kamienia przyjeżdżano z Wielkopolski i nawet z Mazowsza. Hieny cmentarne nie ograniczały się do niszczenia zewnętrznych ozdób, zdzierania mosiężnych elementów czy metalowych wizytówek dawnych kamieniarzy. Włamywano się do grobowców w poszukiwaniu złotych zębów, obrączek czy łańcuszków (K. Kuszyk, Poniemieckie, 2019, s. 344).

W 1959 roku Sejm PRL uchwalił ustawę o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Przewidywała ona, że użycie terenu cmentarnego po zamknięciu cmentarza może nastąpić dopiero po upływie 40 lat. Jak zwykle istniały odstępstwa od tej reguły: wyjątkowa potrzeba ze względów użyteczności publicznej, obrona Państwa lub wykonanie narodowych planów gospodarczych. Ustawa otworzono prawną furtkę do legalnego rozwiązywania problemu niemieckich nekropolii. (K. Kuszyk, Poniemieckie, 2019, s. 336).

Paradoksalnie największe postępy w dziedzinie likwidacji niemiecki kamieni nagrobnych miała normalizacja stosunków pomiędzy PRL a RFN. W jej wyniku wysiedleńcy zaczęli pojawiać się częściej na grobach swoich bliskich. Władze zaczęły więc nawoływać do porządkowania zdewastowanych nekropolii. W praktyce porządkowanie kończyło się likwidacją. Jakby uznano, że jeśli Niemcy mają oglądać zdewastowane groby bliskich, to lepiej, żeby w ogóle niczego nie oglądali (K. Kuszyk, Poniemieckie, 2019, s. 350).

Biblioteka na grobach

Nekropolie niszczono nie tylko na ziemiach, które wcielono do Polski dopiero w roku 1945. W Katowicach Biblioteka Śląska stoi na terenie dawnego cmentarza ewangelickiego założonego w 1884. Zniszczono go na przełomie lat 50. i 60. XX w. Idąc od strony ulicy Damrota przed wypożyczeniem książek depczemy po kościach założycieli miasta i innych wybitnych mieszkańców.

Czy ktoś dziś tego się wstydzi? Nawet na wschodniej Ukrainie nie dopuszczano się takiego barbarzyństwa na zmarłych, jakie miało miejsce na Śląsku.