Sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych zajęła się obywatelskim projektem ustawy o zmianie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, mającym na celu uznanie narodowości śląskiej. Zaangażowanie parlamentarzystów było na tyle znaczące, że projekt błyskawicznie odrzucono bez jakiejkolwiek dyskusji, mimo iż projekt poparły 142 tysiące pełnoprawnych obywateli Rzeczypospolitej i czekał kilkanaście miesięcy na procedowanie. W międzyczasie sprawa śląskiej godki i narodowości stała się przedmiotem przedwyborczych umizgów kandydatów, a nawet spektakularnych faux-pas obu premierek, ku przerażeniu partyjnych spin doctorów publicznie gloryfikujących naród śląski. Byłoby naiwnością sądzić, że o losach dokumentu, zadecydował wniosek jednej osoby – nawet gdyby była ona uosobieniem najgorszych, acz zaczynających dominować na polskiej scenie politycznej cech: młodego wieku, słabego wykształcenia, braku doświadczenia, powiązania z „jedynie słuszną” frakcją, zatrudnienia w agendzie kojarzonej z konkretną grupą interesu, wreszcie reprezentowania peryferyjnych z punktu widzenia awangardy rozwoju obszarów. Losy projektu symbolizują pozycję Ślązaków w Polsce, wpasowując się w retorykę słynnej „zawoalowanej opcji niemieckiej” i wyparcia się „dziadka z Wehrmachtu”. Jednego nie sposób parlamentarzystom odmówić: konsekwencji w pielęgnowaniu polskiej zaściankowości i ksenofobii (zwłaszcza germanofobii), a z drugiej strony partyjnego wasalizmu i politycznego koniunkturalizmu.
Według Arystotelesa demokracja to – paradoksalnie – najlepszy z najgorszych ustrojów. O jej zaletach można by długo dywagować, ale dostrzegalnym – także w sprawie wzmiankowanego projektu – mankamentem jest to, że większość, nawet jeśli nie ma racji, decyduje za wszystkich. W ten sposób fakty można zastąpić „prawdą”, zanegować rzeczywistość, zakłamać historię. Niektórzy wrocławscy radni sprzeciwiają się nadaniu nowopowstającym ulicom nazwisk wielkich niemieckich architektów, zasłużonych dla historii miasta. Na gruzach i zgliszczach sponiewieranej przeszłości, niczym zamki na piasku, nieliczni próbują budować nowy, wspaniały świat.
Po katastrofie należy zapytać: co dalej ? Znowu przyjdzie nam zbierać podpisy pod kolejnymi, obywatelskimi projektami, pielęgnować pamięć i tradycje, szanować historię i honorować teraźniejszość, robić, godać i kochać po naszymu. Wszak partie i rządy odchodzą, a my som dycki tukej!